niedziela, 30 marca 2014

od Loony'ego

Byłem w watasze już kilka ładnych dni, a jakoś nie orientowałem się w terenach, Beta przecież powinien wiedzieć takie rzeczy. Pod łapami wyczułem wilgotną ziemię, doszedł mnie szum wody. Skierowałem się na zachód, zbliżałem się do źródła dźwięku. Stanąłem na krawędzi wodospadu. Kłami rozerwałem bandaże, które bezwładnie spadły w bezkresną przepaść. Na moich łapach trwała zaschnięta krew, zamoczyłem je w wodzie, krew zaczęła się odrywać ukazując stare rany. Zawiązałem nowe bandaże, które w sekundzie nasączyły się świeżą krwią, jednak dla mnie były to bolesne wspomnienia, dawno nie czułem przecież bólu związanego z zadanymi ranami, wyrzuty sumienia za zabicie niewinnych wilków to inna sprawa. Nastawiłem uszu, usłyszałem ciche kroki, dotarła do mnie fala strachu i niepewności, emocje drugiej osoby, właściwie wilczycy, stała naprzeciwko mnie i z przekrzywionym łbem wpatrywała się we mnie. Nie widziałem tego, ale wyczuwałem, miałem na naukę tego dobre 2,5 roku. Obnażyłem kły, nie miałem jednak na myśli niczego złego.
- Nigdy ślepego nie widziałaś? - rzuciłem pół żartem.
- Właściwie to nie. - odparła zmieszana.
- To masz o jedno doświadczenie więcej. - mruknąłem i zwróciłem się do wadery tyłem.
- Gdzie idziesz? - spytała pewniej.
- Przed siebie, gdziekolwiek. - odpowiedziałem odwracając pysk w stronę samicy.
- A mogę zabrać się z tobą? - zapytała z wyczuwalnym uśmiechem.
- Jeśli wytrzymasz ze mną tyle czasu, to czemu nie. - odrzekłem z ironią. - Tak w ogóle jestem Loony.

<Selene?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz