czwartek, 27 marca 2014

od Rock N Roll'a

- Oddaj!!!!!!-wrzasnął zdesperowany Music
Uśmiechnąłem się do niego złowieszczo i zabrałem zdobycz pod drzewo. Zjadłem łapczywie i zaniosłem mu kości.
- smacznego-mruknąłem
~~~~Wieczorem~~~~~
Usłyszałem szelest. Zoabzcyłem uciekający cień. Spojrzałem na łózko brata - puste. Poderwałem się i ruszyłem za cieniem. to był on - mój wredny bracieszek. Szedłe w strone zakazanych terenów. Zacząłem się za nim skradać. Gdy dotarł do granicy obajrzał się. Schowałem się za dzrewem i wstrzymałem oddech. Potem usłsyzałem że odchodzi. Wychyliłem się... Przkeroczył granice.
- "niegrzeczny chłopczyk... wkopie cie"-pomyślałem
Ruszyłem cichutko za nim. Nagle jakaś postać wyskoczyła z krzaków. Za nią widąc było kropelki krwi. Podniosłem głowe... Wampir. Zaatakował mojego brata. Rzuciłem mu się na ratunek... Pokonaliśmy go.
- Razem...-szepnął
Usmiechnałem się i poklepałem go przyjaźnie po ramieniu.
- .... pokonaliśmy go-dokończyłem
Brat poklepał mnie po plecach. Ja podniosłem z ziemi kieł wampira i wyjmując niteczke powiesiłem go sobie na szyi. Potem rusyzliśmy spowrotem do domu bawiąć się po drodze... Dobrz że nikt nas nie przyłapał. Gdy wróciliśmy do domu... do jaksini. to był szok! nasi rodzice leżeli martwi! Pobiegliśmy do sąsiadó - to samo. Nawet alfy i bety i... wszyscy. Spojrzałem z przerażeniem na brata.
- Muu..sic... on..ii zginęli-wystękałem
On tylko zaczał szlochać. Ja też. W końcu usnęliśmy.
Rano pochowaliśmy niektóre ciała... Reszcie położyliśmy jednego czy dwa kwiatki. Potem rószyliśmy na wędrówke. Spojrzałem smętnie w kierunku jaskini.
-... może... gdybysmy nie  poszli tam to oni by żyli-powiedziałem patrząc na nasyzjnik.
Nitka była od mamy a ząb od wampira- zagąłdy wszystkich.
- nie... Wtedy i my byśmy zginęli. A tak rodzice w  nas wierzą...-spojrzał w niebo
Starałem się mu ufać ale w głębi duszy złościłem się na siebie. Jednak... jakoś cuzłem więź z tym kłem. Połączenie dobra ze złem... tak jak moje moce.
~~~~ Kilka miesięcy potem~~~~~
Wydoroślałem, dojrzałem, pogodziłem się z losem. Żyłem pełnią życia i korzystałem z lata. jednak byliśmy juz z Music'iem zmęczeni. Pewnego jednak dnia natknęlismy się  na fajne tereny. Powąchałem ziemie.
- nikogo tu nie ma-powiedziałem
- cyzli co... może założymy watahe?-spytał Music
- no nie wiem... Jako to mi rodziócw przypomina-jąkałem się
Music spojrzał mi w oczy.
- obiecałes mi!-powiedział
- nic nie obiecywałem-skłamałem
No... dobra obiecałem mu wczesniej że sie pozbieram. W zamian ze mi oddał lepsza jaskinie...
- nie?-spytał niczym... babcia?
- może...-burknąłem
- a wiec...-urwał
- ...załóżmy watahe-powiedziałem bez przekonania
Music uśmiechnął się.
- trzeba sie rozejrzeć-powiedział
- to nie będzie łatwe przy tej mgle-mruknąłem
- natchnąeś mnie!-wykrzyknął
- co?-spytałem z niechęcią
- Wataha Mglistego Poranka-wykrzyknął
Wtórował mu wesoły śpiew skowronka. Poczułem przypływa nadziej... na nowe życie!
- tak...-powiedziałem z przekonaniem i uśmiechem
(Music?)a


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz