Chodziłem niespokojnie stąpając. Zapowidałą się ze to nie będzie miły dzień... Odszedłem sobie daleko w głąb zakazanych terenów. Jakaś jednak siła sciągnęłam mnie i pchnęłam nad romantyczne miejsce. próbowałem uciec. Nienawidziłem tych klimatów! Nie mogłem tego znieść!
- Kur*** Puście mnie!- wrzasnąłem
- Nikt cie tu nie trzyma... Sam chciałeś tu przyjść... Ale o tym nie wiesz- powiedział jakiś głos
Obróciłem się. Ujrzałem jakąs wadere... Na innych moze by zrobiła wrażenie pięknością ale mnie to nie ruszało.
- czego chcesz?- warknąłem
- Jam jest Afrodyta i zmieniam się specjalnie dla cb- powiedziała
- zmieniasz?-spytałem
- "Łabędziesz będziesz a gdy dziać się bedzie co niedobrego w wilka sie przeoblegniesz" mówiła moja babka- powiedziała
Nic z tego nie rozumiałem. Czego ona chce? Zmienia się w wilka by mnie zmienić? Nie uda jej się to.
- Ja nie chcę się zmieniać!- wrzasnąłem
- Ale dzieje się co niedobrego bo jam jest wilkiem... A niedobre jest to że kryjesz w sobie chęć dobrego- wyjaśniła
Lekko zaczynałem rozumieć. teraz naprawde czułem... Ciepło w sercu. Czułem me serce którego od tak dawna nie miałem..
- Ale... ja nie chce- z mego oka popłynęła pierwsza w życiu łza
Afrodyta zabrała ją w szpatułke. Coś tam pomagikowała i powiedziała:
- jeśli zdecydujesz się zmienić wypij to- uśmiechnęła się
Niepewnie spojrzałem na buteleczke. Wyrwałem ją jej z ręki i wypiłem jednym chałstem. Poczułem... ciepło. Zmiane. Wsztsko zawirowało. Straciłem przytomność.
Gdy się obudzięłm leżałem na kocu... Stała nade mna afrodyta. Jej widok juz tak nie drażnił a wręcz uwodizł.
- jako jedyny wilk z dobrym sercem zobaczyłeś mnie jako wilka... mam nadzieje że to się na tobie nie odbije źle- powiedziała
Pokiwałem głową. Przejrzałem sie w odbisiu wody. Wyglądałem inaczej...
- Zmien swe imie bo ono twego wyglądu pasować nie będzie- powiedziała
- Nadaj mi imie! To ty mnie przemieniłaś... dizęki tobie zrozumiem miłość i... przyjaźn- powiedziałem
Wadera zastanowiła się chwile.
- Avonell... Av- powiedziała
Uśmiechnąłem sie do niej. Pierwszy szczery, niezłośliwy usmiech.
- A żywioł?-spytałem
- Od dziś twymi żwyiołami będą ogień, wzrok, ziemia- uśmiechnęła się
Popatrzyłem na nią z wdzięcznościa. Pobiegłem do jaskini.
- Mamo! Tato!- wrzasnąłem wbiegając do jaskini
- Synu?-spytał tata
- tak- pokwiałem glową
- kochanie zabierz stąd tego nieznajomego!- wrzasnęła
- mamo to ja... black- powiedziałem
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem
- skąd znasz imie naszego syna?- spytała
- bom nim jest- odparłem
Popatrzyła na tate.
- to nie on- rzekła- on był inny i... wredny- mruknęła
- mamo!- z mojego oka popłyneła łza
Czy ja aż tak ich zaniedbałem że mnie nie poznają? Zmieniłem się... To dobrze... Ale... nawet zapchu synu. Ech...
(Mamusiu (Amber)?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz