sobota, 12 kwietnia 2014

od Samanthy- Event

Szłam lasem. Niebo, pokryte czarnymi chmurami, było ciężkie. Nagle na mój nos skapnęła kropla wody, potem druga, trzecia... A po paru minutach lało już jak z cebra. Byłam przemoczona co do jednego włoska. Otrzepałam się. Spojrzałam na ciemne niebo. Nagle coś czarnego, wysoko przelatywało wysoko na niebie. Usłyszałam huk, a po chwili ujrzałam błysk. Nagle, ów wielkie coś zaczęło spadać... Prosto na mnie! Popędziłam w stronę lasu, jak najszybciej umiałam, żeby nie zetknąć się z dziwnym czymś. Po paru minutach przestałam biec, bo już mnie mięśnie porządnie rozbolały. Nagle, tuż za sobą usłyszałam jakiś huk. Ziemia pod moimi łapami zatrzęsła się. Poczułam silny wiatr. Deszcz nadal ciął niemiłosiernie. Odwruciłam się na pięcie, aby zobaczyć, co mogło spaść z tak wielkim łoskotem. Ujrzałam wielkie czarne cielsko, pokryte przedartą korą, ciągnące się w nieskończoną odchłań. Poczułam ucisk w żołądku. Już chciałam uciekać. Gdy w pewnym miejscu kora zaczęła się poruszać. To chyba powieka potwora zaczęła się unosić. Już po chwili było całkowicie widać wielkie, pożółkłe oko, przscięte czarną źrenicą. Przełknęłam ślinę. Nagle całe ogromne cielsko zaczęło się poruszać, robić się coraz wyższe, już po chwili było w całej swej okazałości widać wężowe ciało. Po chwili postać rozpostarła gigantyczne szare, poszarpane skrzydła.
-Kto zakłucił mój lot?!- odezwała się nizkim tonem. Po chwili spojrzała w dół i ujrzała mnie. Schyliła głowę na wysokość moich oczu.
-Witaj, piękna.- syknęła jadowicie. Wyprostowała głowę, zamachnęła się łapą i już miała mnie przymiażdżyćbdo ziemi, gdy w ostatniej chwili uskoczyłam na bok. Serce waliło w moją pierś, jak szalone.
-Nie uciekaj, robaczku... I tak zaraz cię zabiję. Ty nawet nie masz co próbować, do tego jest potrzebny ogień, a jak zauważyłaś, pada deszcz...
Znów udeżyła łapą w ziemię, a ja znowu uskoczyłam z tródem w bok.
-To się zaczyna, kochanie, robić nudne!- udeżyła łapą tak szybko i z tak wielką siłą, że ledwo uszłam z życiem, lecz rozcięła moje ramię. Schowałam się prędko za najbliższym drzewem i zaczęłam gorączkowo myśleć. Nie chcę nikogo zabijać! Nagle ujrzałam coś błyszczącego. Cz to... TAK! TO MIECZ! Podniosłam go z ziemi. Na nie wiele mi się zda... Hej! A gdyby tak wykożystać jej żywioł przeciwko niej?
-HEJ! TU JESTEM!- wyskoczyłam zza drzewa.
-Och, jak miło...
-A teraz słuchaj! - powiedziałam stanowczo.- Ty sobie polecisz, a ja nie zniszczę drzewa!
Oczy smoczycy zapłonęły nienawiścią. Warknęła głucho i wzleciała na niebo. Patrzyłam jeszcze przez dłuższą chwilię na niknący na choryzącie czarny punkcik. Co to była za przygoda! No. Formalności też trzebabyło załatwić. Poszłam opatrzyć swoją ranę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz