Pokiwałam głową. Ból się nasilał jeszcze bardziej. Jednak nie chciałam robić kłopotów więc wstałam. Brad przytrzymał mnie i zaprowadził do jaskini. Upadliśmy na miękkim posłaniu.
- dziękuje ci- szepnęłam i liznęłam go w poilczek
- od czego jest mąż?-spytał ze śmiechem
Uśmiechnęła się blado. Czułam się jkaby ktoś ze mnie życie wycisnął... Taka słaba, niepotrzebna... Co te dzieci ze mnie robią?
*Następnego dnia, rano*
Wstałąm bardzo wcześnie i wymknęłąm się na samotne polowanie. Ta ciąża nie moze mnie uzależniać od innych. Ja jetsem niezależna i tak zostanie nawet jak... ee...coś mi sie stanie. Po posiłku rozejrzałąm sie wkoło. Poranne słońce dopiero wstawało. Ptaki zaczynały śpiewać..... Normalnie tego niedostrzegałam a teraz... zaczynam doceniać nature. Nagle na drodze ujrzałam te wadere... Rinari.
- cześć- rzuciła i chciała przejśc dalej ale zatrzymałam ją.
- gdzie sie tak śpieszy?-spytałam
- na spotkanie do alf. Mam rozmowy jak się spóźnie to...-urwała
- Jakie straszne... spóźnisz sie- jęknęłam ze smiechem
- puszczaj!- warknęła
- Ani mi się śni! Trzeba coś miec od życia... Teraz moge sie wyżywac tylko na tb bo... jesteś słaba- warknęłam
- ojej! Ty też zesłabłaś?-spytała z udawaną troską
- Może troche... Ale na szczeście niedługo to sie zmieni... Jak sie pozbede bachorów- mruknęłam
- jesteś w ciązy?- spytała przerażona
Pokiwałam głowa.
- wiem co sobie myślisz. Ona sie nie nadaje na matke. Dobrze o tym wiem i próuje się pozbyć dzieci- warknęłam i puściłam ją.
- paaa... i dzięki za oswobodzenie- uśmiechnęła się lekko i przystaneła.
- no spiep**** już!- mruknęłam i poszłam do jaskini.
Brad jeszcze spał. Dałam mu całusa.
- wstajemy kuniku- powiedziałam łagodnie
(Brad? mój kunik<333)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz