Popatrzyłam na niego. tez czułam więż z tym czymś ale... NIE! Aborcja... Może... nie...
- A może oddamy je komuś?-szepnęłam
- nie kochasz własnych dzieci? Nie rozumiem cb. Co z cb za wadera- westchnął
- Ale... nie zostawisz mnie?-spytała
- nie wiem. Wiesz... nie bede żył z kimś kto zabił moje dzieci- warknął lekko
Do moich oczu napłynęła podwójna licza łęz.
- zrobie to dla cb- wstałam
- co?-spytał z nadzieją
- zostawie je! Ale ja sie nie nadaja na matke- jęknęłam opadajac na ziemie
- nadajesz. Każdy sie zmienia... Ale ty nie musisz- uśmiechnął się
Spojrząłamn na niego zmędczonymi oczami i wtedy wsyztsko zawirowało. Głowa opadła mi na niego.
(Brad?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz