Szedłem naburmuszony lasem. Pokłóciłem sie z Amber... o dzieci. Ona... ech... Mówiła mi że wywyższam Cherry. Po prostu jej - jako następczyni- musze poświęcać więcej czasu co nie oznacza że ja wole. Kocham wszystkich tak samo. Spojrzałem w niebo. łzy same napływały mi do oczu. Z reguły nie płacze. Pokłóciłem się z ukochaną. To był cios... Wtedy usłyszałem za sobą łagodny głos:
- Rock... Co jest?
obróciłem wzrok. Obraz był zamazany bo miałem załzawione oczy. To była Red Love.
- nic- mruknąłem
- Rock... przeciez widze. Możesz mi wszytsko powiedzięc-usiadła obok mnie
- bo... Pokłóciłem się z Amber- chlipnąłem
Objęła mnie ramieniem i przyjacielsko poklepała po plecach.
- Pogodziecie się-powiedziała
Pokiwałem głową.
- A jak nie?-spojrzałem w jej oczy
- napewno-uśmiechnęła się
Jej słowa naprawde dodawały otuchy a wydawały sie szczere. To tez uśmiechnąłem się i spytałem:
- spacerek?
- z toba zawsze- zasmiałą się
Na naszej dordze zezłoszczoną Cherry.
- o co chodzi?-spytałem troskliwie
- nic tato-burknęła
- Cherry...-urwała Red
- dobra! Jaskinie... tak! Nie mogę rzadnej znalexc bo moja wymorzona jets już zajęta-przewróciła oczami
- i?-spytałem
- może byś ee... pogadał z jej właścicielem?-spytała dukajać
Pokręciłem stanowczo głową. Red puknęła mnie w ramie.
- Jak sie jednak rozstaniecie jedyne co ci zostanie to dzieci-szepnęła
- ona musi sobie radzić sama- odparłem cicho
Ruszyliśmy dalej. Poszliśmy nad jezioro.
(Red?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz